wtorek, 29 marca 2016

005 - Szkarłatna Gwiazda

     Siedziałam wśród moich przyjaciół w naszej ukrytej bazie. Przysłuchiwałam się ich propozycją nazw. Większość z nich była mało ciekawa, intrygująca. Przed chwilą skończyliśmy omawiać naszą audycję. Jako jedyna nie rzucałam pomysłami. Siedziałam cicho i przysłuchiwałam im się. Zaczęłam czuć, że tracą nadzieję na znalezienie nazwy.
 - Za co walczymy? - zapytałam opierając głowę o ścianę. Oczy rówieśników zwróciły się w moją stronę.
 - Przeciwko Republice i jej porządkowi - odpowiedział mi ciemnowłosy chłopak okupujący jedną z starych sof. 
 - Ale za co? Nie, przeciwko czemu - powtórzyłam moje pytanie rozglądając się za odpowiedzią.
 - Za wolność - odezwała się Annie spoglądając na mnie.
 - Za rodzinę i przyjaciół - dodała Andy.
 - Za lepsze jutro - dopowiedział Dylan.
 - Za dobro i sprawiedliwość. Za prawa równości. Za... - i wszyscy zaczęli wymieniać powody dla których nasza rebelia zaczęła działać.
 - Podczas wyboru tej durnej nazwy - wzięłam oddech - powinniśmy się skupić żeby oddawała to za co walczymy. Żeby ludzie widzieli w niej nadzieję a nie strach - odwróciłam się w stronę Josha - dlatego nie nazwiemy się ''Krwiożercze Bestie''. Nasza nazwa powinna wpadać w ucho i każdy powinien wiedzieć kim jesteśmy - zakończyłam wydechem.
 - No to jak się nazwiemy? - zapytała szarooka wysoka dziewczyna stojąca po drugiej stronie pomieszczenia. - Widmo - zwróciła się do mnie - masz jakiś pomysł?
 - ''Szkarłatna Gwiazda'' - stanęłam na środku a wszyscy na mnie spojrzeli. - Od teraz naszym symbolem, znakiem będzie krwistoczerwona sześcioramienna gwiazda. To ona będzie symbolem tego za co walczymy, tego co kochamy - rozejrzałam się dookoła. Wszyscy zaczęli gwizdać i wiwatować nową nazwę. 
 - No to może weźmiemy się do pracy - zagłuszyłam ich radosne krzyki. - Mamy nazwę ale powinniśmy się skontaktować z Rachel i dowiedzieć ile do nas dołączy osób - zwróciłam się do Dylana. - Skontaktuj się z Winx - użyłam kryptonimu a chłopak posłusznie skinął głową i odwrócił się na pięcie. Pomaszerował do pomieszczenia obok a po chwili wrócił z niego z małym prostokątnym urządzeniem.
 - Winx odbiór - wcisnął brunatno - zielony przycisk a maszyna wydała cichy pisk. Po kilku sekundach w urządzeni rozbrzmiał piskliwy głosik trzynastolatki.
 - Odbiór tu Winx! Nie uwierzycie co się tu dzieje - mówiła szybko a co jakiś czas urządzenie wydawało różne pomruki.
 - Mów czy się udało? - wtrąciła Andy.
 - Ty się jeszcze pytasz? Mamy chętnych przynajmniej na trzy nowe składy! - na twarz wylazł mi uśmieszek wygranej. - Rozmawiałam z tutejszymi i twierdzą, że znają dobre miejsca na bazy - kontynuowała. - Sama obecnie znajduję się w jednej z takich baz. Jest tutaj mega! - Rachel wzięła głęboki wdech - Wszyscy chcą rozmawiać z Widmo i dowiedzieć się więcej.
 - Powiedz wszystkim chętnym, że w piątek spotkam się z nimi. Ustal wszystkie szczegóły. Mogę na ciebie liczyć? - spytała nachylając się nad mały głośniczek oczekując odpowiedzi.
 - Jasne, że tak. A co z naszą nazwą? Wymyśliliście coś? - dopytywała.
 - Od teraz - głos zabrała Annie - nazywać się będziemy - zrobiła dramatyczną pauzę a w pomieszczeniu zapanowała całkowita cisza - ''Szkarłatną Gwiazda'' - po jej słowach chłopacy zagwizdali i wykrzyczeli nową nazwę.
 - Podoba mi się - odpowiedziała śmiechem Rachel. - Ja kończę omówię wszystko z tutejszymi i dam wam znać. Trzymajcie się - rozłączyła się a z urządzenia wydobył się pisk oraz zapaliła się czerwona lampka.
---
     Minęło niecałe pół godzinny od zakończenia spotkania a ja gdzie jestem? Na policji... Od razu kiedy wyszłam zostałam zatrzymana pod zarzutami z artykułu prawnego numer 44, 78 i 125 nowszej wersji. Mniej więcej to wszystko oznacza to, że spiskuje przeciw wielkiej szanownej Republice. Dzięki mym czynom siedzę na posterunku czekając aż mnie wezwą na salę przesłuchań. Nie przejmuje się całym zajściem, ponieważ dobrze wiedziałam, że to nastąpi. Siedzę wygodnie rozłożona na drewnianej ławeczce a co kilka chwil stojąca pani komendant zerka na mnie i sprawdza czy nie mam zamiaru uciekać. 
 - Niech się pani tak nie spina - odzywam się spokojnym tonem. - Jakbym chciała uciec to bym dawno uciekła - dodaje i przeczesuje moje ogniste włosy do tyłu. Kobieta na mnie nie ufnie spogląda i poprawia złotą oznakę przypiętą na lewej piersi. Prycham na widok odznaczeń szanowanej pułkownik. Uważam, że nie zasługuje na medale tak samo jak reszta policjantów. Przekręcam się na fotelu i oglądam tak bardzo dobrze mi znany posterunek policji. Zerkam na drzwi należące do całego dyrektora tej placówki a te jak na zawołanie się otwierają. Wychodzą z nich dwójka mężczyzn. Jeden jest szczupły i ubrany w czarny prostu garnitur. Włosy ma płowe, oczy szare. Nie przykuwa niczym uwagi. Drugi z mężczyzn jest mi dobrze znany to główny komendant Jonatan Be-Rouise. Jest facetem po czterdziestce. Jest średniego wzrostu ale wygląda jak pączek. Jest gruby i mnóstwo osób woła na niego ''Pan Pączek''. Jest łysy ale nosi czarny tupecik. Ubrany jest w czarne spodnie od garnituru na szelki i białą koszule. Uśmiecha się i ściska dłoń nieznajomego mi mężczyzny. Kiedy jego towarzysz odchodzi Jonatan spogląda na mnie a później na panią policjant która mnie pilnuje. Gestem dłoni nakazuje jej przyprowadzenie mnie. Leniwie wstaje i tłumie ziewanie.
 - Nie nudzi się to wam? - pytam kobiety która chwyta mnie silnie za lewe ramie i ciągnie w kierunku drzwi.
 - Co? - odpowiada mi pytaniem. Jej głos jest ciężki i dosyć twardy.
 - Zatrzymywanie niewinnych. - Pani porucznik zaciska zęby oraz mocniej mnie chwyta tak jakbym chciała uciec. Nie odpowiada mi na moje pytania a ja się tym nie przejmuje. Po krótkiej chwili wprowadza mnie do gabinetu pana Be-Rouise, po czym opuszcza pokój zamykając za sobą drzwi. Rozsiadam się wygodnie na drewnianym krześle ustawionym przy pięknie zdobionym kamiennym biurku. Po drugiej stronie na czarnym skórzanym fotelu siedzi komendant. Na biurku panuje chaos. Wszędzie są różne teczki, papiery oraz pudełko pączków. Cały gabinet jest pomalowany na biały kolor. Meble są z ciemnego drewna wykluczając jedynie marmurowe biurko. Zakładam nogę na nogę i leniwie się przeciągam. Pan Jonatan spogląda na mnie swoimi dużymi niebiesko - szarymi oczami czekając aż się odezwę.
 - No a więc - zaczynam składając ręce w typową piramidkę oraz opierając łokcie na biurku- czuję się bardzo źle potraktowana - mówię patrząc prosto w oczy mojemu rozmówcy. - Zostałam pochopnie oskarżona i uznana za winą przestępstw których mi nawet nie wymieniliście.
 - Widmo, dobrze wiemy ty i ja, że ta cała banda terrorystów...
 - Rebeliantów - poprawiam go. - Oraz noszą oni nazwę ''Szkarłatna Gwiazda'' - dodaje. Komendant mruży oczy po chwili jednak znowu się odzywa.
 - Wiesz, że te rzeczy o które cię oskarżamy nie są byle jakie...
 - Przepraszam, że znowu przerwę ale chciałabym usłyszeć konkrety i dowody.
 - Konkrety powiadasz? No dobrze ta cała banda zbirów włamała się do stacji radiowej Daleran - kiwam głową udając, że trawie nowe informacje - i nadała własną audycje źle mówiącą o Republice. A głos należał do dziewczyny i był niezmiernie podobny do twojego.
 - I to ma być dowód? - prycham śmiechem. - I dlaczego nie namierzycie skąd został nadany sygnał?
 - Sygnał został nadany właśnie stąd. Z naszego miasta. A ten pan którego przed chwilą widziałaś jest burmistrzem Daleranu i żąda schwytania winnych - zaczął mówić podniesionym głosem i zaciskać palce w pięści. Jest wkurzony - stwierdziłam.
 - No tak ale ja nie jestem winna. A tak marginesie właśnie w tym momencie - podnoszę się i opieram o biurko - łamie pan przynajmniej 3 - pokazuje trzy palce u prawej ręki - zasady przesłuchań. Ponieważ jestem nieletnia a tu nie ma żadnego mojego opiekuna. Mam mówić dalej?
 - Jesteś dość pyskata. Wszyscy wiedzą, że nienawidzisz Republiki - zaczyna segregować papiery.
 - Moja niechęć do rządów Republiki nie ma nic wspólnego z Szkarłatną Gwiazdą. - wstaje z miejsca. - Uważam całe to ''przesłuchanie'' - robię cudzysłów palcami - uznane za zakończone - przysuwam krzesło na swoje miejsce i kieruje się w stronę wyjścia. Komendant nic nie mówi ale czuje jego wściekłe i zdeterminowane spojrzenie na swoich plecach. Otwieram drzwi a w progu odwracam głowę i mówię - Radzę przejść panu na dietę. Życie z dnia na dzień na pączkach nie wróży pięknej przyszłości - po tych słowach zamykam z trzaskiem naoliwione drzwi. Spoglądam na zegar wiszący wprost ode mnie. Odczytuje ze wskazówek godzinę 16:27.






---
Witajcie nasze zjawy!
Mamy nadzieję, że rozdział i nazwa się wam podobają. Chcemy powiedzieć, że nadal będziemy pisać razem mimo to, że Eira zamknęła swoje 3 blogi. Uczcijmy tą decyzje minutą ciszy.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Mam nadzieję, że minęła u was minuta. No ale wracając do rzeczywistości. Dziękuje że czytacie nasze wypociny.
Dedyk dla
 Pysiowatej
NMBZW


piątek, 25 marca 2016

004 - Czas działać

- Spójrzcie oczami w przeszłość. Co pamiętacie? Nie było wtedy wojny. Wszystko ogarniała harmonia, szczęście, radość, śmiechy... Każdy z nas pamięta te piękne czasy a teraz? Spójrzmy co jest teraz. Niektórzy mogliby się upierać, że nadal są szczęśliwi ale czy istnieje osoby szczęśliwe w tych mrocznych czasach? Rozumiem, że nie wiecie o co mi chodzi ponieważ wojna jeszcze do nas nie dotarła. Odczuwamy niewielkie skutki takie jak... Shanga. Była kiedyś takim miasteczkiem jak to wesołym, szczęśliwym ale co teraz po niej pozostało? Nic. Pustka. Dlaczego? Wiele osób nie rozumie czym zawinili ludzie mieszkający w tym mieście. Ludzie którzy zginęli choć nie byli niczemu winni. To przez wojnę. Podczas gdy w galaktyce są prowadzone bitwy szerzy się terroryzm a my nic nie robimy. Wielu z was uważa, że nic nie możemy zrobić ale się mylicie. Co nam da myślenie, że jesteśmy beznadziejnie nie potrzebni? Spróbujmy uwierzyć, że jeden głos może tak wiele. Powiedzmy to głośno. Wiecie kim jestem. Słyszeliście o mnie nieraz. Niektórzy uznają, że mój protest nic nie da, że niedługo wszystko się skończy. Jest nas mało ale nie tak mało jak myślicie. Możecie się do nas dołączyć. Wybraliśmy wasze miasto bo wiemy, że są w nim zwolennicy naszej rebelii. To niczemu nie szkodzi spróbować. Kiedy będzie nas więcej nasza siła wzrośnie. Pokażemy Republice i Separatystom na co nas stać! Na co stać Stewoje! Rozumiem to, że od setek lat jesteśmy wierni Republice ale czy nie pora na zmiany? Widzimy przecież co robi ta wojna z innymi planetami! Czy chcemy skończyć jak zniszczone przez skutki planety? Jak Tatooine na którym nie istnieje słowo ''prawo''? Jak na Naboo gdzie jeszcze nie tak dawno ludzie bali się wychodzić z domu? Wiem, że teraz mieszkańcy powrócili do życia w ładzie ale ile czasu im zostało do kolejnej inwazji? Lepszym pytaniem będzie ile czasu nam zostało? Rok? Miesiąc? Dzień? Wiem, że wielu z was boi się nie walki lecz tego co pomyślą inni. Pomyślmy o naszych przodkach przyłączyli się do Starej Republiki dlatego, że wierzyli w drogę demokracji i porządku. My też w nią wierzymy ale Stara Republika to nie ta sama jaka jest teraz. Zastanówmy się nad tym! Ile razy już słyszeliśmy o spiskach? Konspiracjach? Oszustwach? To nie droga jaką chcieli podążać nasi dziadkowie! Większość z was zapewne czeka aż powiem coś o Jedi prawda? Jedi... Jedi to grupa osób tak zwanych ''wrażliwych na moc'' czyli istot, w których organizmach występuje nadnaturalne stężenie midichlorianów. Każdy z nas zna tą regułkę na pamięć i potrafi ją wyrecytować. Może i to prawda ale jestem pewna, że nie mamy prawa nazywać ich ''strażnikami pokoju''. Jak się rozejrzymy wokoło to ja tego pokoju nie widzę. Okey, możecie się upierać, że to nie Jedi zaczęli wojnę ale zastanówmy się nad tym. Czy nie ma w tym winy Jedi? Przecież mogli iść na kompromis i wywalczyć ugodę?  Czy galaktyka jest aż taka mała że nie da rady pomieścić Republikę Galaktyczną i Konfederacje Niezależnych Systemów?! Sami chcemy tej wojny! To w naszych rękach jest możliwość zaprzestaniom walk ale jedyne to co robimy jest przyglądanie się temu kataklizmowi! Powiedzmy nie! Wiem, że się boicie i nie powiem, że ja nie. Ale chcę walczyć! Mój ojciec mówił, że powinniśmy zawsze słuchać głosu serca i ja to w tym momencie robię. Wy także posłuchajcie własnych serc. Co wam mówią? Tego nie wiem ale czuję, że jesteście ze mną! Niestety nasza audycja dobiega końca. Zastanówcie się nad naszymi słowami i przyłączcie się do nas. Każdy może być częścią tej rebelii! - zakończyła Widmo i opadła na pobliskie krzesło.
 - Koniec, Ratson wyłączaj sprzęt! Zmywamy się stąd! - krzyknęła Blondi zbierając najpotrzebniejsze rzeczy. 
 - Już. Potrzebuję jeszcze minuty! - odkrzyknął jej chłopak.
 - Widmo, błagam cię później odpoczniesz. Musimy się zbierać - mówiła Annie ciągną rudowłosą za rękę.
 - Dobra wszystko! Chodźcie z tyłu czeka na nas Mart! - powiedział głośno chłopak biegnąc do wyjścia. 
 - Widmo! Zawsze masz tyle siły. Weź się w garść! - zaczęła się denerwować blondyneczka.
 - Spokojnie. Zanim zdążą cokolwiek zrobić minie dużo czasu. Nie musimy się aż tak śpieszyć - powiedziała spokojnie dziewczyna i zaczęła się kierować w stronę Dylana, który nerwowo rozglądał się na wszystkie strony.
Po chwili cała trójka znalazła się na zewnątrz z kąt zgarnął ich Mart razem z Matiasem czarnym ścigaczem. Matias zawiózł buntowników do swojego domu nad barem gdzie parę dni temu obmyślali szczegółowy plan działania. Po około trzydziestu minutach cała czwórka wraz z Joshem siedzieli wygodnie rozłożeni na kanapie u 22-latka. 
 - To było coś mega, mega odlotowego! - rozbrzmiewał głos Rachel z małego urządzenia stojącego na stole - Nie uwierzycie jak wszystkich to poruszyło! Sami zaczęli się zgłaszać wpisując się na listę na głównym placu! Po prostu cały Daleran gada o waszej audycji!
 - A co z policją? - zapytał Josh opierając ręce na kolanach.
 - No a co ma być? Chyba się nieźle wkurzyli bo zorganizowali jakieś wielkie zebranie czy coś w tym rodzaju. Widmo, byłaś nieziemska! - krzyknęła uradowana czternastolatka.
 - Dzięki - mruknęła Kenobi przeciągając się.
 - Mówiłem ci żebyś napisała wcześniej przemowę a nie wymyślała na miejscu - mruknął pod nosem Josh.
 - Gdybym to napisała wcześniej a później czytała wyszło by to takie udawane... A teraz płynęło to prosto z serca - odpowiedziała siadając po turecku - A teraz bądź łaskaw i zrób mi gorącą czekoladę - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. Chłopak jedynie westchnął i skierował się do kuchni. 
 - Dobra, ja kończę odezwę się później - powiedziała Winx rozłączając się. 
 - Jestem ciekawy ile osób się zapisze - zaczął temat Dylan.
 - Z tego co mówi Rachel dużo osób jest za nami - odpowiedział Mart.
 - Tak ale zależy też ile osób ma odwagę to powiedzieć - powiedziała Widmo biorąc do ręki gorący kubek z czekoladą. 
 - Byłoby dobrze jakby około 20 osób się zgłosiło. Wystarczyłoby na drugi skład - dodała Annie.
 - No a teraz ważniejsza sprawa - zaczął Laluś - Co z naszą nazwą?
 - Ehh... Już myślałam, że coś ważnego - odpowiedziała Kenobi.
 - Trochę się zgadzam z Joshem. Na razie nasza rebelia nie ma nazwy... Tak samo pierwszy skład - odparła Blondi.
 - No a skoro ma być jeszcze drugi skład a później trzeci, czwarty i tak dalej... Przydałyby się nazwy - dokończył za dziewczynę Ratson.
 - No dobra. Na najbliższym spotkaniu jak będzie reszta to wymyślimy zgoda? 
 - Możemy teraz. Damy znak reszcie i spotkamy się za godzinę w podziemnej bazie - zaczął Mart.
 - Popieram - odezwali się równocześnie Josh, Blondi i Dylan.
 - Dobra to za godzinę w głównej bazie - potwierdziła nastolatka i wyszła z domu chłopaka.








wtorek, 22 marca 2016

003 - Plany

     Widmo spała jak zabita w swoim pokoju. Światło padające przez okno raziło ją w oczy. Leniwie przekręciła się na bok i jeszcze mocniej wtuliła w poduszkę, otworzyła delikatnie oczy i spojrzała na zegarek stojący na półce. 10:44 - przeczytała. Przewróciła się na plecy i ziewnęła podnosząc się do pozycji siedzącej. Od niechcenia przetarła oczy i wstała. Podeszła do wielkiego lustra z czarną ramą stojącą obok szafy. Przyjrzała się dokładnie swojemu wyglądowi po czym uchyliła drzwiczki od garderoby. Jej oczom ukazała się po brzegi wypchana ubraniami półka. Wzięła pierwszą lepszą z wierzchy czarną koszulkę i szare dresowe spodnie po kolana. Odwróciła się na pięcie w kierunku drzwi do jej prywatnej toalety. Po pięciu minutach wyszła z niej już ubrana oraz uczesana. Chwyciła z krzesła swoją czarną torbę i uchyliła okno. Nie chciała się spotkać z swoją matką. Wczoraj jej się wyjątkowo upiekło z pewnością z powodu tak późnej pory... Zgrabnie weszła na okno i przeszła na drugą stronę. Przeszła po framudze domu i wskoczyła na dach sąsiadującego budynku. Zaczęła biegnąć pochylona do przodu w taki sposób żeby nie zwracać na siebie uwagi. Kiedy dotarła do odpowiedniego miejsca zgrabnie zeskoczyła na wielki kubeł na śmieci który wydał charakterystyczny odgłos. Wyszła z zakamarka na środek placu. Jej oczom ukazali się uśmiechnięci ludzie, dzieci biegające wokół fontanny i inni... 
 - Widmo! - usłyszała swoje imię i odwróciła się w stronę z której dobiegało. Była to Ilaya. Dziewczyna podbiegła szybka do młodej Kenobi i stanęła tuż przed nią.
 - Co jest Mambi? - zapytała używając jej ksywki.
 - No jak to co? Słyszałam o całym planie i chcę pomóc! - zaczęła podekscytowana zagarniając swoje brązowe kręcone włosy. 
 - Chodź - powiedziała Widmo i zaczęła iść przed siebie.
 - Przepraszam, że mnie wczoraj nie było... Wypadła mi bardzo ważna sprawa - powiedziała rozmarzonym głosem.
 - No opowiadaj co się stało, że jesteś taka wniebowzięta? - spytała widząc zadowoloną przyjaciółkę.
 - Nie będę cię zanudzać...
 - Mów - powiedziała Kenobi szturchając w ramię Ilaye.
 - No bo już nie długo nie będę jedynaczką! - pisnęła ze szczęścia Mitelson.
 - Gratuluję - odpowiedziała rudowłosa widząc radość przyjaciółki. Ilaya od zawsze była jedynaczką a jej marzeniem było mieć rodzeństwo... Widmo nie widziała szczęścia w posiadaniu piszczącego bachora ale może to dlatego, że nie potrafiła docenić tego czego miała.
 - Dzięki... Jak ja bym chciała mieć braciszka... albo nie niech to będzie dziewczynka - zaczęła snuć plany.
 - Mambi to będzie dziecko nie zabawka - powiedziała śmiejąc się Widmo.
 - Ale i tak ubiorę je w jakieś słodziutkie ciuszki - stwierdziła.
 - Heh... No ale jak na razie to sobie poczekasz długie dziewięć miesięcy.
 - Szybko zleci - stwierdziła podskakując.
 - I naprawdę ty jesteś ode mnie starsza? - zapytała ze zdziwieniem Widmo.
 - No a jakże o równe 4 miesiące i 18 dni - podsumowała.
 - No dobra chodź.
 - A tak w ogóle to gdzie mnie ciągasz?
 - Mówiłaś, że chcesz pomóc w planie.
 - No tak ale super pomysł z tym rekrutowaniem nowych. Im nas więcej tym weselej! - krzyknęła.
 Po drodze Ilaya opowiadała o szczęściu jakie ją spotkało. Widmo przysłuchiwała się jej i cieszyła się myślą o entuzjastycznej młodszej wersji Ilay. Kenobi miała bardzo dużą zaletę umiała słuchać. Nie potrzebowała ciągłej chwały i bycia w centrum zainteresowania. Przyjaciele odgrywali w jej życiu ważną rolę. Po niespełna dwudziestu minutach dotarli do opustoszałego magazynu na obrzeżach miasta. 
 - Co tu robimy? - spytała Mambi rozglądając się dookoła. Znajdowali się w jednej z bocznych zapomnianych uliczek.
 - Chodź, za chwilę ci wszystko wyjaśnię - powiedziała ciągnąc Ilaye wgłąb opuszczonego miejsca. Po paru dłuższych chwilach znalazły się w obszernym pomieszczeniu z mnóstwem sprzętów.
 - Gdzie jesteśmy? - zapytała szesnastolatka obracając się dookoła.
 - Tu była kiedyś nagłośnia. Dawno, dawno temu.
 - I co się stało? - zapytała przecierając ręką jeden z paneli.
 - Firma która ją prowadziła upadła oraz wyjechała stąd a sprzęt pozostał. 
 - No dobra a po co my tu? Otwieramy stację? 
 - Nie ale zrobimy tu bazę skąd nadamy naszą audycję o zbiorze rekrutów - powiedziała i usiadła na jednym z foteli.
 - Ale dlaczego nie z starej bazy? Mamy tam sprzęt i w ogóle - powiedziała Mambi.
 - Kiedy nadamy nagranie z łatwością nas namierzą. A i lepiej żeby namierzyli tą ruderę - powiedziała pokazując wszystko dookoła - niż żeby znaleźli całą naszą siedzibę.
 - Ty to jednak jesteś mądra - powiedziała kiwając głową.
 - A wątpiłaś w to kiedyś? - zapytała i do niej mrugnęła.
 - Zawsze i wszędzie - odpowiedziała po czym obie się roześmiały.
 - Masz coś do jedzenia? - zapytała młodsza.
 - Jestem Ilaya ja zawsze mam coś do jedzenia - powiedziała i wyciągnęła z torby paczkę żelków i rzuciła ją w kierunku Widma.
 - Dzięki - odpowiedziała i zaczęła zajadać gumowe stworki. Mambi usiadła na fotelu obok oraz zaczęła próbować coś włączyć.
 - Coś nie idzie! To jest zepsute! - powiedziała uderzając maszynę.
 - Radzę użyć guzika z napisem ''START'' - powiedziała i wskazała palcem na wielki czerwony przycisk.
 - Wiedziałam - odpowiedziała dziewczyna i włączyła machinę. Całe pomieszczenie w mgnieniu oka się rozjaśniło oraz guziki przed dziewczynami nabrały świecących kolorów oraz zaczęły mrugać.
 - Coś nie widzę mojej przyszłości w komputerach - stwierdziła.
 - Nie przejmuj się od czego mamy Ratsona - odpowiedziała połykając ostatniego żelka - Zgaduje, że nie masz więcej?
 - Chodźmy stąd. Pójdziemy zjeść coś porządnego - zaproponowała.
 - Zgoda - odparła i kliknęła jeden z guzików na panelu i wszystko zgasło.
---
     Judy chodziła po ulicach razem z Annie. Nastolatki przyjaźniły się mimo swoich poglądów. Maszerowały prawie pustymi uliczkami mijając kawiarenki. 
 - Widziałaś może Widmo? Podobno wróciła... - zapytała Kenobi podchodząc do jednej z wystaw.
 - Wczoraj wróciła w nocy - oznajmiła Blondi w ogóle nie zdziwiona tym, że Judy nie widziała się ze siostrą.
 - Macie w planach coś dużego? - zapytała z uśmiechem opierając się o ścianę.
 - My? W jakich planach? O czym mówisz? - zaczęła udawać, że nie wie o czym mówi.
 - Weź przestań przecież wiem, że stoisz po stronie Andy i Widma - oznajmiła beznamiętnie dziewczyna.
 - Nie stoję po ich stronie lecz uważam, że Widmo ma rację - odparła.
 - Jak wolisz ale nie sądzę żeby trzy osoby mogły cokolwiek zdziałać - powiedziała Kenobi poprawiając sobie włosy. Anie uśmiechnęła się słysząc, że Judy myśli, że są w tym tylko we trzy. Chociaż jej myśli przerwała informacja, że przecież niedługo nagłośnią w radiu informacje o rekrutowaniu nowych buntowników. Zaczęła rozmyślać nad całą sprawą zapominając, że obok niej stoi Judy.
 - Stewoja do Annie - Annie zamrugała oczami i dostrzegła przed sobą Judy która machała jej ręką przed oczami.
 - Chodźmy... - zaczęła Blondi lecz nie dane było jej skończyć ponieważ podbiegła do nich Andy cała zdyszana.
 - Heyo Blondi, siemanko Juds - przywitała się oraz oparła się o pobliski mur.
 - Stało się coś? - zapytała Kenobi podnosząc brew i bacznie obserwując zachowanie koleżanki.
 - Szukam Widmo - oznajmiła i przeniosła wzrok na niebieskooką.
 - Nie widziałam jej od wczoraj.
 - A ja od czterech dni - wtrąciła Judy.
 - Przecież Widmo znikła na dwa - zdziwiła się Anderson - Eee tam nieważne... To co nie wiecie gdzie ona jest tak? - W odpowiedzi otrzymała kiwnięcia głowami.
 - Idziesz z nami czy szukasz nadal mojej idiotycznej siostry?
 - Po pierwsze: Widmo nie jest idiotyczna ale genialna. Po drugie: Muszę znaleźć ją dlatego niestety nie dam rady z wami iść. A i po trzecie: Jesteś kretynką która nie potrafi dostrzec prawdy o Widmo - oznajmiła i odbiegła.
 - Nie przejmuj się Andy ona...
 - Wiem, wiem... Andy jest jedynie wierna Widmu czego nigdy nie pojmę. 
 - Idziemy? - spytała.
 - Mhmm...
---
     Widmo kończyła jeść drugą paczkę chipsów. Siedziała razem z Ilayą w pabie wujka Josha - Matiasa. 
 - Mówiąc porządne jedzenie nie miałam na myśli chipsów oraz napoi energetyzujących - oznajmiła Mambi.
 - A czy to nie jest zdrowe? Chipsy to przecież ziemniaki - zlekceważyła słowa koleżanki i zrobiła kolejny łyk napoju.
 - Ehh... Na serio? Nie chcesz zjeść nic normalnego?
 - Ale to jest normalne i daje mi więcej sił niż zwykły posiłek - odparła zjadając ostatni okruszek.
 - No dobra to co teraz? - zapytała a Widmo odwróciła się w stronę barmana.
 - Matias, możemy zrobić tutaj małe zebranie! - krzyknęła w jego stronę.
 - Tylko mi nie rozwalcie lokalu - odparł i puścił do nich oczko. Kenobi spojrzała na Mambi oraz wyciągnęła z kieszeni komunikator. Po chwili wysłała wiadomości do wszystkich którzy zostali przydzieleni do tego zadania. Z powodu, że ta misja jest bardziej skomplikowana i niebezpieczna do zadania zostali wybrani najbardziej zaufani i oddani buntownicy. Po piętnastu minutach wszyscy powoli zaczęli się schodzić. Na sam koniec przyszła Blondi wraz z Andy. 
 - Okey nasza dziesiątka - powiedziała Ilaya wskazując na siebie oraz przyjaciół - będzie kierować całą misją.
 - No ja się zajmę zbieraniem chętnych po emisji radiowej - oznajmiła Rachel.
 - Ellie, ja, Blondi, Andy oraz Dylan dopracujemy wszystkie szczegóły - dopowiedziała Widmo.
 - Ja zdobędę informację o zabezpieczeniach stacji Daleranu - dodał Josh.
 - Adrian, Mart i Ilaya waszym zadaniem będzie zorganizowanie sprzętu oraz alibi - zwróciła się do dwóch szatynów i dziewczyny.
 - Nie ma sprawy - odpowiedzieli równocześnie.
 - A teraz mnie posłuchajcie uważnie gdyby coś się nie udało wszystko idzie na mnie. Zrozumiane? Zwalacie wszystko na mnie.
 - To nie sprawiedliwe. Wszyscy bierzemy w tym udział - odezwał się Josh przerywając Widmu.
 - Ale ja wpadłam na ten pomysł i w dodatku noszę na nazwisko Kenobi nic mi nie zrobią - odparła opierając się o fotel.
 - Niech ci będzie ale...
 - Nie ma żadnego ''ale'' i do tego nie dojdzie bo nasz plan będzie idealny - przerwała Lalusiowi. 
 - No to co ja idę szukać sobie pomocników bo sama całego Daleranu nie oblecę - poinformowała Rachel oraz wyszła z pabu uśmiechnięta zostawiając resztę samą.
 - My idziemy załatwić sprzęt i transport - oznajmili Mart i Adrian.
 - Czekajcie. Przydam wam się - powiedziała Mambi i także wstała - No to my lecimy. Trzymajcie się! - rzuciła a po chwili cała trójka znikła. W pabie została tylko szóstka przyjaciół.
 - Czemu nigdy nie bierzecie mnie do wymyślania planu - zaczął Josh - Przecież to ja zdobywam informację i wszystko inne.
 - Nie marudź jak dziecko - upomniała go Andy.
 - Widmo - powiedział błagalnym głosem i spojrzał na nią swoimi piwnymi oczami.
 - Niech będzie ale nie myśl sobie za dużo - odparła robiąc twardą minę.
 - Kochasz mnie - powiedział a po sekundzie oberwał ciastkiem w twarz.
 - Tamten pocałunek był tylko dlatego, że przegrałam zakład - syknęła. 
 - Dobra koniec tego - przerwała Blondi.
 - Podzielimy się teraz na grupy dwuosobowe i każda będzie musiała coś zrobić - powiedziała Widmo - Dylan ty i Annie zajmiecie się całym włamaniem do systemu.
 - Zgoda - odparli równocześnie.
 - Andy i Ellie nie pozabijacie się ale zorganizujecie dokładny plan działanie.
 - Może być - mruknęła Anderson.
 - Ja... - zaczęła Kenobi ale Josh zaczął krzątać - i Josh - dopowiedziała niechętnie - zajmiemy się resztą planów. Są jakieś pytania? - rozejrzała się po znajomych - Widzę, że nie więc zamykam posiedzenie.






---
Nasi wierni fani witajcie!!!
A więc jakby ująć stał się cud ponieważ Eira przeczytała w swoim życiu pierwszą książkę!!! A do tego nie była to lektura!!! Na marginesie uwierzcie mi że to niezły wyczyn bo ta zawsze na streszczeniu była jak lektury omawialiśmy a teraz z własnej woli przeczytała książkę... Na pewno się wkurzy że to tu piszę bo to jest bez sensu ale niech będzie kazała mi napisać notatkę to piszę... 
A może coś teraz na temat? No okey a więc czekamy na komentarze i te dobre i te złe ponieważ one nas motywują.
Dedyk dla White Angel
NMBZW

piątek, 18 marca 2016

002 - Audycja radiowa

     Widmo szła z zarzuconym na głowę czarnym kapturem przez las. Była już niedaleko swojego rodzinnego miasta. Dobiegała godzina 17:00. Nie była zmęczona ciężką wędrówką wręcz przeciwnie miała w sobie niezliczone pokłady energii. Była ciekawa co wydarzyło się podczas jej nieobecności. Jej rodzina i przyjaciele zdążyli się przyzwyczaić do zniknięć Widma. Nie pierwszy i nie ostatni raz znikła bez jakiegokolwiek słowa. Zazwyczaj wracała po paru dniach lub nawet tygodniach. Nie martwili się o nią była zaradna i samowystarczalna. Bardziej martwili się, że wpakuje się w jakieś problemy z prawem. No ale na szczęście tym razem obeszło się bez interwencji policji. Po pół godzinnym marszu wyszła z lasu a jej oczom ukazała się wielka brama do miasta. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła biegnąć w jej kierunku. Po paru minutach stanęła na przeciwko dwóch strażników. 
 - Tęskniliście chłopcy? - zapytała uśmiechnięta ściągając kaptur oraz zaczesując grzywkę do tyłu.
 - Nigdy się nie zmienisz - skomentował jeden ze strażników odgradzając przejście. Widmo weszła i odwróciła się do nich mówiąc.
 - Jak Republika się zmieni to ja też - powiedziała i zaczęła biec wgłąb miasta. Strażnicy się jedynie uśmiechnęli i wrócili do swojego zajęcia.
     Kiedy trafiła na rynek od razu stała się głównym tematem. Jak ona to lubiła. Niby nie zwracała uwagi na popularność no ale przecież była tylko nastolatką. Dwóch chłopaków jak ją zobaczyli od razu do niej podbiegli od tyło i wzięli ją na barana.
 - Hey, puszczajcie mnie! - zaczęła się wiercić i szarpać.
 - Ej, postawcie ją - odezwał się dobrze znany wszystkim głos Anie.
 - Blondi! - krzyknęła Widmo a dwójka chłopaków postawiła dziewczynę na ziemię.
 - Fajnie, że wróciłaś - powiedzieli jednogłośnie i odeszli. Blondi podbiegła i przytuliła przyjaciółkę.
 - Nie mogłaś zostawić jakiejś informacji? Kartki?
 - Wtedy nie byłoby tak fajnie - odpowiedziała uwalniając się z uścisku blondyneczki.
 - Tak ale nie martwiłabym się o ciebie.
 - No nie przesadzaj. Przecież wiesz, że mnie nic nie złamie - odparła z uśmiechem.
 - Nawet za dobrze - odpowiedziała.
 - A teraz chodźmy do reszty bo zapewne umierają z nudów bez nas.
 - Oj tak te dwa dni były najnudniejsze na świecie - powiedziała Paula odgarniając włosy na bok. Kiedy szły i rozmawiały dołączyła do nich radosna Andy gadająca o powrocie Widma. Mówiła, że już wszyscy wiedzą o jej odnalezieniu. Po chwili cała trójka dotarła pod pab. Skręciły w boczną uliczkę obok niego a później po kryjomu odsunęły kubeł na śmieci i weszły do tajnego przejścia.
   Był to zapomniany schron przeciw bombowy sprzed setek lat. Widmo kiedyś go odnalazła i urządziła tu siedzibę rebelii. Schron był dość duży oraz prowadziło do niego kilka wejść. Przejścia przebiegały pod prawie całym miastem. Przy samym wejściu w rogu leżała sterta latarek. Widmo wzięła jedną i zapaliła ją. Szły przez podziemny korytarz ozdobiony rebelianckimi rysunkami. Po paru minutach dotarli do głównej siedziby gdzie odbywało się spotkanie. Pomieszczenie było obszerne. Znajdowało się tu parę czerwonych rozwalających się kanap i foteli do tego jakieś stoliki i szafki. Obok były drzwi prowadzące do siedziby komunikacji. Mnóstwo przeróżnego sprzętu do różnych celów.
     Dość duża grupa rebeliantów siedziała i czekała na nie. Kiedy weszły do środka wszyscy stali i patrzyli na swojego przywódcę.
 - Dobra usiądźcie - odezwała się po minucie Kenobi.
 - Jak nazywa się to miasteczko obok ruin Shangi? - zapytała po chwili. Nastolatkowie spojrzeli po sobie a wysoki czarno włosy chłopak siedzący w kącie się odezwał.
 - Dalaran.
 - Skąd wiesz? - zapytała Andy.
 - Moja ciocia tam mieszka ale nie rozumiem po co nam to wiedzieć.
 - Jest nas mało i potrzebujemy rekrutów - odpowiedziała Widmo.
 - Ale dlaczego Daleran? - spytała Blondi.
 - A no z pewnym źródeł wiem, że niektórzy popierają naszą rebelię.
 - No to co? Rozwieszamy ulotki o spotkaniu rebeliantów? - zapytał szatyn opierający się o ścianę.
 - Nie tym razem - odparła z uśmieszkiem po czym zwróciła się w stronę siedzącego na pomarańczowym fotelu chłopaka. Był to Dylan. Dylan Reed.
 - Mam się bać? - zapytał spoglądając na dziewczynę.
 - No ja dawno nie słuchałam żadnej ciekawej audycji radiowej - odpowiedziała rudowłosa opierając się o fotel. Na twarzach nastolatków pojawiły się uśmiechy.
 - Co ty na to Dylan? - dodała po chwili. 
 - Mam rozumieć, że chcemy się włamać do stacji radiowej Stewoi? - zapytał z niedowierzaniem.
 - Nie Stewoi. Dalaran ma własną stację i jest ona nagłaśniana tylko w jego okolicach - odezwała się Ellie.
 - No na początku myślałam właśnie tylko o stacji Dalaran ale moglibyśmy też poszerzyć swoje horyzonty na większą skale jaką jest cała Stewoja - powiedziała Widmo - Ale to później. Na razie Daleran - dodała po chwili.
 - Przydam się do czegoś? - zapytała najmłodsza ze zebranych - czternastoletnia Rachel.
 - Po nagłoszeniu audycji oblecisz cały Daleran z kilkoma jeszcze osobami i zaczniecie ich zbierać w jakieś miejsce gdzie odbędzie się spotkanie - powiedziała Widmo.
 - Zgoda to kiedy zaczynamy? - spytała podekscytowana dziewczyna.
 - Musimy jeszcze dużo rzeczy omówić i wymyślić dość szczegółowy plan - zaczęła mówić spokojnie Ellie.
 - No dobra ale co niby tu omawiać? - zapytał Josh - To proste Dylan się włamuje do zabezpieczeń stacji a my puszczamy głos Widma.
 - Wiesz jak trudno się włamać do stacji radiowej? Nie wiem jakie mają zabezpieczenia. Potrzebuje zebrać potrzebne informacje - zaczął mówić Dylan.
 - Informacje powinny być w urzędzie Republiki więc je znajdę - przerwał Laluś.
 - Dobrze ale musisz uważać na moją siostrę bo zacznie coś podejrzewać - powiedziała Kenobi.
 - Spokojnie z tego co wiem Judy przez tydzień będzie pomagać w innym przedziale niż ja więc będę miał wolną rękę.
 - No dobra a na teraz kończymy posiedzenie bo robi się późno. Wyjdziemy różnymi wyjściami i w różnych odstępach czasowych zrozumiane? - zapytała pod koniec Annie.
 - Jasne Blondi - odpowiedzieli chórem pozostali.
 - Ej, Widmo może zostaniesz dzisiaj u mnie na noc? - zaproponowała Andy.
 - Weź już nie przesadzaj przecież ja mam ''dom'' - powiedziała akcentując i robiąc cudzysłów palcami podczas mówienia ''dom''.
 - No dobra ale w razie czego możesz zawsze do mnie przyjść - powiedziała Anderson i udała się w stronę wyjścia z Blondi i Widmem.
     Annie i Andy dotarły już do domów a Widmo sama przemierzała puste ulice. Po niespełna dziesięciu minutach stała przy jednym domu w centrum miasta. Weszła do domu po cichu i na paluszkach nie chcąc budzić swojej rodzinny. Kiedy weszła do salonu zobaczyła śpiącą na fotelu Judy. W ręce trzymała jakąś książkę. Podeszła do niej i przykucnęła. Delikatnie wyciągnęła z jej uścisku książkę i położyła na stoliku. Chwyciła kocyk leżący obok i przykryła nim swoją siostrunie. Może jednak ją kochała? Nigdy nie zaprzeczyła tego ale też nie potwierdziła. Z siostrą miała w miarę dobry kontakt kiedy w pobliżu nie było ich matki.
 - Martwiliśmy się - usłyszała głos należący do jej rodzicielki. Kochała ją. Chociaż, że często się kłóciły to jednak ją kochała.
 - Nie powinniście. Nie pierwszy raz znikam - powiedziała odwracając się w jej stronę. Katrina Kenobi stała i przyglądała się swojej córce. Nie mogła uwierzyć, że jej dziecko jest główną przeciwniczką Republiki. Czasami się wstydziła, że jest jej matką ale była także dumna, że trzyma się swoich ideałów. Może jej ideały różniły się od całej rodzinny i była szykanowana przez krewnych ale ją kochała. Bo jak można nie kochać własnej córki? Często nie okazywała jej miłości licząc, że w ten sposób się zmieni...
 - Idź spać. Rano porozmawiamy - powiedziała swoim zwykłym tonem. Widmo skierowała się w stronę schodów i po chichy wbiegła na górę. Stanęła przed drzwiami swojego pokoju. Na przeciwko nich znajdowały się drzwi Judy. Było widać różnicę między siostrami. Drzwi Judy były nieskazitelnie białe a drzwi Widma czarne z wyrytym symbolem rebeliantów. Otworzyła je i weszła do średniej wielkości pokoju. Ściany były szare pokryte plakatami i ulotkami z rebelianckimi hasłami. Na białym suficie był namalowany ten sam znak co na drzwiach. Znakiem rebelii Widma był czarny trójkąt równoramienny w którego środku jest narysowany ptak oznaczający wolność oraz pozioma ósemka oznaczająca nieskończoność. Na przeciwko drzwi było duże okno przez które Widmo miliony razy uciekała. Oprócz tego w pokoju było pojedyncze łóżko stojące w koncie, drewniane biurko, szafa i komoda. W pokoju panował bałagan ale dziewczynie to nie przeszkadzało.
 - Nie ma jak w domu - mruknęła pod nosem i położyła się spać.








---
Nasi czytelnicy!

Okey szybka notatka... Jest piątek a więc jest rozdział. Mamy dużo nauki z Eirą więc przepraszamy jeśli rozdział nie spełnia waszych wymagań. No to tyle komentujcie
Dedyk dla May
NMBZW


wtorek, 15 marca 2016

001 - Juvy i Juki

    Nastoletnia dziewczyna siedziała na dachu jednego ze spalonych domów w opuszczonym miasteczku. Kiedyś to miejsce było przepełnione zieleniną, radością, dziećmi biegającymi a teraz zostały tylko ruiny i pył. Wszystko spłonęło. Całe miasto stanęło w ogniu i pozbawiło życia setki osób. Tym którzy przeżyli nie pozostało nic. Wojna niszczyła wszystko a to był jeden z jej skutków. Przez wojnę szerzył się terroryzm i bezprawie. Nawet na planecie jaką była Stewoja coraz częściej dochodziło do takich sytuacji. 
     Zbliżał się wieczór słońce powoli zaczęło zachodzić a piętnastoletnia dziewczyna o ognisto rudych włosach nadal siedziała i wpatrywała się w strzępy byłych ulic i domów. Dobrze się domyślacie tą dziewczyną była Widmo. Często przesiadywała w takich miejscach myśląc co czeka jeszcze jej rodaków? Niby wojna nie dotarła jeszcze do Stewoi ale ile czasu im zostało? Rok? Miesiąc? Dzień? A może za chwilę wylądują statki bojowe z droidami? Te czasy były niespokojne dla wszystkich ale po ludziach nie było widać zmartwienia... Cieszyli się, że ich to nie dotyczy ale w każdej chwili wszystko może się zmienić. Nikt nie jest bezpieczny nikt... Widmo patrzyła na opłakane skutki wojny...
     Zeskoczyła z budynku i gładko wylądowała na kamiennej drodze. Zaczęła się kierować wzdłuż ulic czuła ból i smutek tego miejsca. Myśl o takich rzeczach dawała jej motywacje do walki z system. Nie potrafiła się przyglądać, chciała działać. Nie rozumiała czemu ważniejsi urzędnicy nic nie robią mieli przecież możliwości. Szła w ciemnościach inne osoby bałyby się ale nie Widmo. Była silna i odważna nie dało jej się ot tak wystraszyć. Wszyscy ją znali i wiedzieli jaka jest. Taka młoda dziewczyna w takim wieku była już rozpoznawalna. Wygłaszała swoje poglądy zawsze kiedy widziała krzywdę innych, niesprawiedliwość. W pewnym momencie jej uwagę przykuło coś jaśniejszego w jednym z domów. Dom był spalony dostrzętnie nie miał drzwi lecz wielką dziurę która była wynikiem zapewne jakiegoś wybuchu. Weszła do środka i podeszła do jaśniejszego przedmiotu. Było przygniecione przez deski. Podniosła je i rzuciła na bok a do rąk wzięła małe, miękkie coś. Otrzepała znalezisko z kurzu i spostrzegła, że trzyma w ręce małego pluszowego misia. Zapewne należało do jakiegoś dziecka które kiedyś tu mieszkało. Położyła zabawkę na progu domu i zaczęła kierować się w stronę końca miasta. Po piętnastu minutach znalazła się za murem ''Shangi''. Miasto spłonęło parę lat temu ale do teraz jest opustoszałe. Przy zniszczonej, żelaznej bramie leżały znicze oraz zwiędłe kwiaty. Widmo podeszła do jednego z zniczów i uklękła. Wzięła go do ręki oraz zapaliła zapałkę. Po chwili delikatne czerwone światło wydobywało się ze znicza. Odłożyła go na miejsce i pobiegła w kierunku lasu. Było już ciemno. Nic nie było już praktycznie widać temperatura zaczęła znacząco spadać. Po dłuższej wędrówce kiedy już praktycznie nic nie widziała wdrapała się na jedno z wyższych drzew. Usiadła na wielkiej gałęzi i spojrzała na stewojanski księżyc. Dawał delikatne, jasne światło. Rudowłosa przymrużyła swoje brązowe oczy. Miała zamiar się przespać i rano wrócić ale do jej uszu doszły szmery. Niepokojące odgłosy. Po cichu wstała i zaczęła skakać z drzewa na drzewo. Po paru minutach zobaczyła trzy ciemne sylwetki dobrze zbudowanych mężczyzn i jakąś dziewczynę. Po chwil spostrzegła, że kobieta próbuje uciec i wyrwać się z objęć towarzyszy. Widmo chciała jej pomóc ale jak? Gdyby tam zeskoczyła i zaczęła z nimi przepychankę zapewne nic by to nie dała. Była mała w porównaniu do muskularnych przeciwników. Większość osób by na jej miejscu nie ryzykowała i została na miejscu ale nie ona. Wdrapała się wyżej i usiadła na gałęzi wysoko nad zbirami. Przyłożyła do ust swoje zmarznięte dłonie i ułożyła je w charakterystyczny sposób.
 - Bieda tym którzy nie szanują praw innych - powiedziała z zasłoniętymi ustami co przyniosło efekt echa. Jej głos był bardziej słyszalny i wydawało się jakby mówiono zewsząd.
 - Co?! Kto to powiedział?! - jedna z sylwetek zaczęła się niespokojnie ruszać krzycząc te słowa. Mężczyźni wystraszyli się nieznanego głosu i zaczęli nerwowo szukać ich właściciela.
 - Odejdźcie stąd jak najszybciej i nigdy tego nie róbcie bo jak nie dopadnie was ma zemsta - powiedziała z zatkanymi ustami. Miała ubaw po pachy widząc jak trójka postawnych chłopów zaczęła uciekać. Została jedynie ta dziewczyna rozglądająca się dookoła.
 - Dziękuje - powiedziała spoglądając w przestrzeń a Widmo zeskoczyła z drzewa i wylądowała za nią.
 - Nie masz za co dziękować - powiedziała już normalnie swoim młodym, ślicznym głosem.
 - Kim jesteś? - zapytała odwracając się do nieznajomej.
 - Wołają na mnie Widmo - powiedziała uśmiechnięta.
 - Widmo? - zdziwiła się kobieta - Jesteś tą buntowniczką? Córką pani Kenobi? - zapytała z niedowierzaniem.
 - Tak, widzę, że co nie co o mnie słyszałaś a ty kim jesteś? - zadała pytanie Kenobi.
 - Jestem Juvy Malywya, mieszkam w pobliskiej wiosce. Co cię do nas sprowadza? - zapytała nie móc uwierzyć, że stoi przed nią Widmo Kenobi.
 - Nic takiego, byłam w mieście nazywanym kiedyś ''Shanga'' - oznajmiła i zaczęła przyglądać się swojej towarzyszce. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi ale stała przed nią śliczna, chuda 19-latka.
 - Po co tam byłaś? Nic tam nie ma, jedynie ruiny i gruzy po starych domach - powiedziała Juvy.
 - Nie ważne, a ty co robisz w środku nocy w lesie? - zapytała odwracając uwagę od wcześniejszego pytania.
 - W mojej wiosce odbywa się właśnie festyn. Podczas niego zaczepili mnie tamci faceci. Niby chcieli mi coś pokazać a zaciągnęli mnie tu. A reszty to chyba się domyślasz... Dziękuję, nie każdy na twoim miejscu by tak postąpił - powiedziała i obdarzyła Widmo swoim uśmiechem.
 - Może chciałabyś dzisiejszą noc spędzić u mnie? W domu nie ma nikogo więc... - dodała po chwili.
 - Nie chce sprawiać kłopotu - odparła młoda Kenobi.
 - To żaden kłopot. Chodź - powiedziała i zapaliła latarkę którą cały czas miała w kieszeni. W jej świetle Widmo zauważyła, że Juvy jest ciemną brunetką o zielonych oczach i jasnej cerze. Była ubrana w szarą bluzkę z ćwiekami i zielone obcisłe spodnie. Na nogach miała czarne kozaki.
    Po piętnastu minutach były w wypełnionym po brzegi ludźmi miasteczku. Widmo chociaż, że była rebeliantką wygłaszającą piękne mowy i tak kochała się bawić. Miała piętnaście lat i jak każda dziewczyna w jej wieku lubiła imprezy, muzykę, zabawę i inne tego typu rzeczy. Nie była sztywną idealistką lecz luźną nastolatkę o bujnej wyobraźni i wielkich ambicjach. Doszły do rynku gdzie było ognisko. Do niej i Juvy podbiegło dwójka chłopaków. Juve porwał wysoki szatyn a ją za rękę chwycił szesnastoletni chłopak o zielonych oczach. Pociągnął ją do środka i zaczął tańczyć. Widmo od razu załapała klimaty i świetnie się zaczęła bawić. Po długim wyczerpującym tańcu odeszła na bok z niedawno poznanym chłopakiem. Poszli do bocznych uliczek gdzie muzyka nie była aż taka głośna.
 - Ciekawe skąd moja siora wytrzasnęła taką fajną dziewczynę jak ty - powiedział i puścił do niej oczko.
 - Siora? - zapytała nie kojarząc faktów.
 - No, Juva jest moją starszą siostrą. A tak w ogóle to jestem Juki - powiedział i wyciągnął do niej dłoń.
 - Mogłam się domyślić po oczach. Macie bardzo podobne. Wołają na mnie Widmo - powiedziała i przyjęła rękę kolegi. Chłopak zrobił minę jakby zobaczył ducha. Widmo się zaśmiała przy czym odsłoniła swoje śnieżne ząbki.
 - Ta rebeliantka? Głos wolności? Przeciwniczka Republiki?
 - Ja nie jestem przeciwna Republice. Uważam... zresztą wiesz co uważam - powiedziała i usiadła na progu.
 - Tak wiem i wiele osób cie stąd popiera - powiedział siadając obok rudowłosej ślicznotki.
 - Miło to słyszeć ale słyszę w twoim głosie ''ale''.
 - Pogłoski o tobie nie kłamią - powiedział zafascynowany - Masz rację jest ''ale''. Wiele osób twierdzi, że twoje strajki nie mają sensu. Uważa, że głosisz wizje idealisty trudno się z tym nie zgodzić. Wierzysz, że możemy coś zmienić ale co my możemy?
 - Dużo wystarczy tylko uwierzyć w to, że jedna osoba może wiele. Kiedyś podróże kosmiczne były niemożliwe.
 - Ja z Juvi podziwiamy cię ale sami nie mielibyśmy tyle sił co ty - powiedział i spojrzał w czekoladowe oczy buntowniczki. Dziewczyna chciała coś odpowiedzieć ale znikąd pojawiła się Juvi.
 - Widzę, że mój braciszek nie traci czasu. Juki - skierowała się do szatyna - mam nadzieję, że nie zanudziłeś Widma.
 - Oczywiście, że nie. Właśnie rozmawiamy...
 - Dobra później pogadamy a teraz chodźcie - przerwała mu.
 - My? - zdziwił się Juki.
 - Tak, Widmo zostaje u nas na noc a teraz się zamknij i chodź.
   Muzyka ucichła i wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich domów. Widmo rozmawiała po drodzę z Juvy i Jukim na różne tematy. Juki próbował zaimponować Kenobi ale dziewczyna nie zwracała na to uwagi. Po dziesięciu minutach była już w przydzielonym jej tymczasowym pokoju. Nie wyróżniał się niczym. Żółte ściany, łóżko, biurko, mała szafka i zielony puszysty dywan. Widmo spojrzała na zegarek stojąc na stoliku nocnym. Wyświetlała się godzina 3:23 następnego dnia. Legła na miękkim łóżku i od razu zasnęła.
    Nie była typem rannego ptaszka lecz śpiocha śpiącego do południa ale nie zawsze mogła sobie pozwolić na spanie do południa. Wstała za dwadzieścia dziewiąta. Przejrzała się w lustrze i zgrabnie jednym ruchem ręki przeczesała swoje włosy. Przyjrzała się swojemu odbiciu i się uśmiechnęła. Nie miała się za jakąś piękność ale wiedziała, że mnóstwo chłopaków się za nią ogląda. Nie rozumiała co w niej widzą. Wzięła swoją potarganą czarną torbę na ramię i wyszła z pokoju. Zeszła cicho po schodach na dół. Najwidoczniej Juki i Juvy jeszcze spali bo nikogo nie było w salonie. Widmo po cichu podeszła do stolika na środku pokoju i wzięła jedną z pustych kartek leżących obok. W jej ręce pojawił się czarny długopis i zaczęła pisać.

Dziękuję za gościnę i możliwość noclegu.
Miło było was poznać i móc z wami porozmawiać.
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że znikam bez pożegnania ale...
''Jestem Widmo pojawiam się i znikam''
Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Widmo Kenobi

Położyła kartkę na stoliku i po chwili znalazła się obok drzwi. Wyszła z domu i znalazła się na cichej uliczce. Nie było śladów po wczorajszej huczniej imprezie. 
 - No to czas do domu - mruknęła pod nosem i zaczęła iść przed siebie. Przechodząc zobaczyła starszą kobietę niosącą ciężkie torby. Podbiegła do niej.
 - Może mogłabym pomóc? - zapytała darząc staruszkę szczerym uśmiechem.
 - Dziękuje. Rodzice powinni być dumni z takiej córki - powiedziała kobieta a Widmo jedynie się uśmiechnęła i zaczęła nieść jedną z toreb. Chwilę porozmawiała z starszą kobietą aż doszły do jej domu.
 - Bardzo dziękuje dziecko - powiedziała i chwyciła rękę Widma - Proszę - dodała dając rudowłosej czerwone jabłko.
 - Dziękuje i nie ma za co. Życzę miłego dnia - powiedziała i zaczęła biegnąc w inną stronę. Kiedy znalazła się na dróżce prowadzącej do lasu obróciła się żeby zobaczyć jeszcze raz to piękne i wesołe miasto. Uśmiechnęła się widząc, że wojna jeszcze tu nie dotarła. Podrzuciła owoc który dostała od starszej kobiety a po chwili zrobiła pierwszy kęs. Zaczęła kierować się w stronę swojego ''domu''. Dom - to słowo wywoływało u niej mieszane uczucia. Niby miała dom ale nigdy nie czuła się kochana przez matkę. W głębi serca wiedziała, że to nie prawda ale nie czuła się dobrze w towarzystwie swojej rodzinny. Nie znosiła ich rozmów na temat jaka to Republika jest cudowna... No ale nic i tak musiała wrócić... Nie było jej już całe dwa dni i niektórzy mogliby się zacząć martwić. Oszacowała, że jak będzie szła cały czas dość szybkim tempem dotrze do celu o 18:00. 








---
Witajcie nasi drodzy!
Rozdział napisałyśmy parę dni temu ale dopiero teraz wstawiamy. Ustaliliśmy, że posty będą dodawane 2 razy w tygodniu we wtorki i w piątki. Mamy nadzieję, że się wam podoba bo nam szczerze nie za bardzo... Czekamy na wasze opinie i komentarze.
Dedyk dla Magdy
NMBZW



piątek, 11 marca 2016

Prolog - Buntowniczka czy zdrajczyni?

     Co to jest przyjaźń? To pytanie każdy powinien sobie zadać i na nie odpowiedzieć. Przyjaźń pojęcie względne. To dwójka lub więcej osób darząca się pewnego rodzaju uczuciem, czy można mówić tu o miłości? Czy przyjaciel może być bratem? Oparciem w trudnych chwilach? Kim jest przyjaciel? Osobą na którą możemy liczyć? Ale czy tylko? Czy to nie jest ktoś więcej niż zaufana osoba? Każdy z nas rozgląda się wokoło i uważa, że ma mnóstwo przyjaciół ale ile ich jest prawdziwych? Takich którzy cię nie zostawią jak zabraknie ci pieniędzy, albo kiedy coś ci się nie uda. Takich którzy się od ciebie nie odwrócą mimo niesprzyjającym warunkom. Każdy chce mieć miliony znajomych i mnóstwo przyjaciół ale czy to nam potrzebne? A może właśnie potrzebujemy jedną lub dwie takie osoby? Rozejrzyjmy się dookoła ściągając z oczu różowe okulary. Policzmy ile osób było przy nas w dobrych i złych chwilach. Czy zauważycie zmianę? Macie przyjaciół?
   Nazywam się Widmo. Widmo Kenobi. Jestem piętnastoletnią buntowniczką, rebeliantką dla niektórych zdrajczynią... Walczę o to co dla nas lepsze, mam dosyć patrzenie na ludzkie cierpienie na dyskryminacje, sabotaże, obłudę, korupcje, walki polityków, przepychanki w sejmach... długo by wymieniać. Żyje w niespokojnych czasach zwanych ''Wojną Klonów''. Z dnia na dzień sytuacja polityczna i majątkowa mojej planety upada. Stewoja stała się kolejnym obiektem zagrożonym. Staliśmy po stronie Republiki podobno tej lepszej lecz czy to prawda? Republiką rządziła demokracja ale kiedy by przyjrzeć się z bliższa; Czy demokracja istnieje? Nieraz się słyszało o sfałszowaniu wyników, dokumentów... A Jedi? Strażnicy pokoju czy nie powinni strzec go? Walczą na wojnie... Nie chodzi mi o to, że nie powinni... Uważam, że ich obowiązkiem jest jak najszybciej zakończyć tą wojną. Dojść do pokoju. Czy galaktyka nie jest ogromna? Czemu nie może być i Republika i Separatyści? Dlaczego zależy nam na władzy absolutnej? Mnóstwo osób cierpi przez takie zachowania władców ale oni tego nie dostrzegają. Są zaślepieni swoją chęcią władzy i samolubstwem...
     A co z przyjaźnią? Czy w takich czasach istnieje coś takiego jak przyjaźń? Czy możemy polegać na osobach które każdego dnia mogą zginąć, zostać porwane... Czy jest miejsce na zabawę, śmiechy? Do niektórych planet wojna jeszcze nie dotarła. Na Stewoi odnosimy małe zmiany lecz jeszcze nie tak znaczące. Ludzie nie widzą problemu w wojnie, zależy im na zmianie ale nic nie robią. Boją się stawić czoła i powiedzieć na głos to co myślą. Czy jeden głos może coś zmienić? Od dziecka byłam inna niż moja rodzina. Na pozór wszyscy byli spokojni nie wychylający się a ja? Zawsze porywcza, impulsywna ale czy to miało jakiś sens? Walczyłam nawet kiedy wiedziałam, że przegram. Chodziło o pokazanie ludziom, że musimy działać. Pokazywać na co nas stać. Co po tym jak nikt nic nie powie... Walka wykluczała przyjaźnie... Dlatego nigdy nie szukałam ich to one znajdowały mnie. Nigdy nie zwracałam uwagi na to czy jestem popularna czy też nie... Nie miało to dla mnie żadnej wartości, może dlatego, że jako małe dziecko byłam niekochana. Przynajmniej tak się czułam. Byłam inna od dziecka i nie mówię o tym, że jestem wrażliwa na moc. Mówię o tym, że już jako dziecko protestowałam nie bałam się mówić nie kiedy inni mówili tak i nie bałam się mówić tak kiedy inni mówili nie. Jako dziecko mówiono mi, że Republika jest dobra ale ja tego nie rozumiałam. Do teraz nie rozumiem sensu tej wojny i mowy o wygranej. Wygrana? Przecież już przegraliśmy i Separatyści i Republika przegrała. Tej wojny nie można wygrać nie da się... Wiele osób nie rozumie czemu się buntuje co chce osiągnąć... Lecz znowu schodzimy z tematu...
    Przyjaźń? Nie pragnęłam nigdy przyjaciół, nie chciałam być dla nich ciężarem ani bólem. Nie chciałam ich ranić więc uważałam, że lepiej ich nie mieć. Lecz zbiegiem czasu zauważyłam, że nie jestem w tym sama, że wokół mnie są osoby które mnie wspierają - przyjaciele. Każdy z nich miał inny charakter... Moją najlepszą pod słońcem przyjaciółką a nawet siostrą jest porywcza Andy. Ale oprócz szalonej, niezrównoważonej psychicznie dziewczyny była przy mnie Anie zwana Blondi. Przeciwieństwo Andy. Blondi była spokojna i w pewnym sensie czułam, że cały czas jest mi wdzięczna. Pomogłam jej kiedy miała problemy była jednym z tych przypadków o których mówię. Wszyscy patrzyli na jej cierpienie ale nikt nie wyciągnął do niej ręki. Pomogłam jej i uważam, że każdy powinien tak postąpić. Bo od czego są przyjaciele?
     Rodzina? A co z moją rodziną? Matka mnie nie kochała a siostra? Co z Judy... Co powinnam myśleć? Była w stu procentach podporządkowana matce to ona nie pozwalała jej się do mnie zbliżyć. Bała się, że Judy stanie się taka jak ja, że dostrzeże prawdę. Była całkowitym przeciwienstwem zdania które tak często powtarzałam ''Nie bójcie się mówić tak kiedy inni mówią nie i nie bójcie się mówić nie kiedy inni mówią tak''. Judy zawsze przytakiwała głową słowom matki, nie potrafiła się sprzeciwić. Czy powinnam być zła? A może wyrozumiała? Czy kocham siostrę? Przecież nie okazywała mi miłości... Więcej serca dostałam od obcych mi ludzi takich jak Andy czy też Blondi lub innych moich zwolenników. Pogodziłam się z tym, że przynoszę hańbę całej mojej rodzinie przez to, że nie bałam się mówić. Kenobi... Samo to nazwisko mówiło wiele. Porządni, poukładani, sprawiedliwi, zwolennicy Republiki... Takie skojarzenia mieli wszyscy. Nie wstydziłam się, że pochodzę z tej rodzinny ale nigdy nie mówiłam, że jestem z tego dumna. Czy ich kochałam? Kochałam na pewno mego ojca. Był generałem armii stewojan i republikaninem ale... W jego słowach słyszałam rebelianta. Mówił, że powinniśmy walczyć o to co kochamy o to co dla nas najważniejsze. Był za Republika ale w tamtych czasach ona była inna. Nie było w niej żądzy władzy ani niczego takiego.
     Kim jestem? Zdrajczynią czy buntowniczką? Według wielu dopuściłam się zdrady lecz według innych walczę o pokój. Walczę o lepsze jutro dla nas. I nie tylko dla naszej planety lecz dla innych systemów. Dla dzieci żeby nie bały się w nocy, dla rodziców by nie martwili się, że w każdej chwili może rozpętać się piekło na ziemi. Dla kobiet, dla mężczyzn, dla ludzi, dla innych ras, dla chłopców i dziewcząt dla wszystkich w całej galaktyce! Bo kiedy uwierzymy, że możemy coś zdziałać mogą stać się cuda. Jeden głos a może zmienić tak wiele. Zastanówmy się kim jesteśmy i czego pragniemy od życia. Strachu? Bólu? Cierpienia bliskich? Nie, powiedzmy głośno nie cierpieniu, bólowi i strachowi. Powiedzmy nie krzywdom naszych bliskich! Powiedzmy nie Republice! Powiedzmy nie samolubnym władcom! Może i jestem młoda i niedoświadczona możecie uważać mnie za nic niewartego dzieciaka ale rozejrzyjcie się wokoło i spójrzcie wprawdzie w oczy. Ja nie szukam zabawy, szukam prawdy, ja żądam prawdy, ja pragnę prawdy a wy? Czego chcecie? Co widzicie? Co czujecie? Chcecie tak żyć? Ja nie, nie chce żyć w świecie w którym się boimy o własne życie. Jedno słowo a może wiele; Nie. Mówmy nie tak wiele razy ile to potrzebne... Będę walczyć aż zabraknie mi sił z waszą pomocą lub bez. Lecz wiedzcie, że los zależy od nas. A więc jak? Dołączycie się?


Widmo







---
Witajcie przybysze!
No więc prolog za sobą... Chciałyśmy wytłumaczyć wam, że taki charakter pisania będzie tylko teraz. W rozdziałach będzie normalna akcja itp. Chciałyśmy wam przedstawić punkt widzenia Widma. No mówiąc na marginesie większość pisała Eira a ja byłam zmuszona do wyrzucenia połowy tekstu bo było za długo... Szekspir się znalazł... Są tu przedstawione jedne z niewielu dylematów nastoletniej dziewczyny. Jest to wprowadzenie do akcji więc... styl pisania mógł wam się nie spodobać ale jak Eira się rozkręci to nie ma zmiłuj
Dedyk dla:
Wszystkich 
NMBZW