Siedziałam wśród moich przyjaciół w naszej ukrytej bazie. Przysłuchiwałam się ich propozycją nazw. Większość z nich była mało ciekawa, intrygująca. Przed chwilą skończyliśmy omawiać naszą audycję. Jako jedyna nie rzucałam pomysłami. Siedziałam cicho i przysłuchiwałam im się. Zaczęłam czuć, że tracą nadzieję na znalezienie nazwy.
- Za co walczymy? - zapytałam opierając głowę o ścianę. Oczy rówieśników zwróciły się w moją stronę.
- Przeciwko Republice i jej porządkowi - odpowiedział mi ciemnowłosy chłopak okupujący jedną z starych sof.
- Ale za co? Nie, przeciwko czemu - powtórzyłam moje pytanie rozglądając się za odpowiedzią.
- Za wolność - odezwała się Annie spoglądając na mnie.
- Za rodzinę i przyjaciół - dodała Andy.
- Za lepsze jutro - dopowiedział Dylan.
- Za dobro i sprawiedliwość. Za prawa równości. Za... - i wszyscy zaczęli wymieniać powody dla których nasza rebelia zaczęła działać.
- Podczas wyboru tej durnej nazwy - wzięłam oddech - powinniśmy się skupić żeby oddawała to za co walczymy. Żeby ludzie widzieli w niej nadzieję a nie strach - odwróciłam się w stronę Josha - dlatego nie nazwiemy się ''Krwiożercze Bestie''. Nasza nazwa powinna wpadać w ucho i każdy powinien wiedzieć kim jesteśmy - zakończyłam wydechem.
- No to jak się nazwiemy? - zapytała szarooka wysoka dziewczyna stojąca po drugiej stronie pomieszczenia. - Widmo - zwróciła się do mnie - masz jakiś pomysł?
- ''Szkarłatna Gwiazda'' - stanęłam na środku a wszyscy na mnie spojrzeli. - Od teraz naszym symbolem, znakiem będzie krwistoczerwona sześcioramienna gwiazda. To ona będzie symbolem tego za co walczymy, tego co kochamy - rozejrzałam się dookoła. Wszyscy zaczęli gwizdać i wiwatować nową nazwę.
- No to może weźmiemy się do pracy - zagłuszyłam ich radosne krzyki. - Mamy nazwę ale powinniśmy się skontaktować z Rachel i dowiedzieć ile do nas dołączy osób - zwróciłam się do Dylana. - Skontaktuj się z Winx - użyłam kryptonimu a chłopak posłusznie skinął głową i odwrócił się na pięcie. Pomaszerował do pomieszczenia obok a po chwili wrócił z niego z małym prostokątnym urządzeniem.
- Winx odbiór - wcisnął brunatno - zielony przycisk a maszyna wydała cichy pisk. Po kilku sekundach w urządzeni rozbrzmiał piskliwy głosik trzynastolatki.
- Odbiór tu Winx! Nie uwierzycie co się tu dzieje - mówiła szybko a co jakiś czas urządzenie wydawało różne pomruki.
- Mów czy się udało? - wtrąciła Andy.
- Ty się jeszcze pytasz? Mamy chętnych przynajmniej na trzy nowe składy! - na twarz wylazł mi uśmieszek wygranej. - Rozmawiałam z tutejszymi i twierdzą, że znają dobre miejsca na bazy - kontynuowała. - Sama obecnie znajduję się w jednej z takich baz. Jest tutaj mega! - Rachel wzięła głęboki wdech - Wszyscy chcą rozmawiać z Widmo i dowiedzieć się więcej.
- Powiedz wszystkim chętnym, że w piątek spotkam się z nimi. Ustal wszystkie szczegóły. Mogę na ciebie liczyć? - spytała nachylając się nad mały głośniczek oczekując odpowiedzi.
- Jasne, że tak. A co z naszą nazwą? Wymyśliliście coś? - dopytywała.
- Od teraz - głos zabrała Annie - nazywać się będziemy - zrobiła dramatyczną pauzę a w pomieszczeniu zapanowała całkowita cisza - ''Szkarłatną Gwiazda'' - po jej słowach chłopacy zagwizdali i wykrzyczeli nową nazwę.
- Podoba mi się - odpowiedziała śmiechem Rachel. - Ja kończę omówię wszystko z tutejszymi i dam wam znać. Trzymajcie się - rozłączyła się a z urządzenia wydobył się pisk oraz zapaliła się czerwona lampka.
- No a więc - zaczynam składając ręce w typową piramidkę oraz opierając łokcie na biurku- czuję się bardzo źle potraktowana - mówię patrząc prosto w oczy mojemu rozmówcy. - Zostałam pochopnie oskarżona i uznana za winą przestępstw których mi nawet nie wymieniliście.
- Widmo, dobrze wiemy ty i ja, że ta cała banda terrorystów...
- Rebeliantów - poprawiam go. - Oraz noszą oni nazwę ''Szkarłatna Gwiazda'' - dodaje. Komendant mruży oczy po chwili jednak znowu się odzywa.
- Wiesz, że te rzeczy o które cię oskarżamy nie są byle jakie...
- Przepraszam, że znowu przerwę ale chciałabym usłyszeć konkrety i dowody.
- Konkrety powiadasz? No dobrze ta cała banda zbirów włamała się do stacji radiowej Daleran - kiwam głową udając, że trawie nowe informacje - i nadała własną audycje źle mówiącą o Republice. A głos należał do dziewczyny i był niezmiernie podobny do twojego.
- I to ma być dowód? - prycham śmiechem. - I dlaczego nie namierzycie skąd został nadany sygnał?
- Sygnał został nadany właśnie stąd. Z naszego miasta. A ten pan którego przed chwilą widziałaś jest burmistrzem Daleranu i żąda schwytania winnych - zaczął mówić podniesionym głosem i zaciskać palce w pięści. Jest wkurzony - stwierdziłam.
- No tak ale ja nie jestem winna. A tak marginesie właśnie w tym momencie - podnoszę się i opieram o biurko - łamie pan przynajmniej 3 - pokazuje trzy palce u prawej ręki - zasady przesłuchań. Ponieważ jestem nieletnia a tu nie ma żadnego mojego opiekuna. Mam mówić dalej?
- Jesteś dość pyskata. Wszyscy wiedzą, że nienawidzisz Republiki - zaczyna segregować papiery.
- Moja niechęć do rządów Republiki nie ma nic wspólnego z Szkarłatną Gwiazdą. - wstaje z miejsca. - Uważam całe to ''przesłuchanie'' - robię cudzysłów palcami - uznane za zakończone - przysuwam krzesło na swoje miejsce i kieruje się w stronę wyjścia. Komendant nic nie mówi ale czuje jego wściekłe i zdeterminowane spojrzenie na swoich plecach. Otwieram drzwi a w progu odwracam głowę i mówię - Radzę przejść panu na dietę. Życie z dnia na dzień na pączkach nie wróży pięknej przyszłości - po tych słowach zamykam z trzaskiem naoliwione drzwi. Spoglądam na zegar wiszący wprost ode mnie. Odczytuje ze wskazówek godzinę 16:27.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Mam nadzieję, że minęła u was minuta. No ale wracając do rzeczywistości. Dziękuje że czytacie nasze wypociny.
Dedyk dla
Pysiowatej
NMBZW
---
Minęło niecałe pół godzinny od zakończenia spotkania a ja gdzie jestem? Na policji... Od razu kiedy wyszłam zostałam zatrzymana pod zarzutami z artykułu prawnego numer 44, 78 i 125 nowszej wersji. Mniej więcej to wszystko oznacza to, że spiskuje przeciw wielkiej szanownej Republice. Dzięki mym czynom siedzę na posterunku czekając aż mnie wezwą na salę przesłuchań. Nie przejmuje się całym zajściem, ponieważ dobrze wiedziałam, że to nastąpi. Siedzę wygodnie rozłożona na drewnianej ławeczce a co kilka chwil stojąca pani komendant zerka na mnie i sprawdza czy nie mam zamiaru uciekać.
- Niech się pani tak nie spina - odzywam się spokojnym tonem. - Jakbym chciała uciec to bym dawno uciekła - dodaje i przeczesuje moje ogniste włosy do tyłu. Kobieta na mnie nie ufnie spogląda i poprawia złotą oznakę przypiętą na lewej piersi. Prycham na widok odznaczeń szanowanej pułkownik. Uważam, że nie zasługuje na medale tak samo jak reszta policjantów. Przekręcam się na fotelu i oglądam tak bardzo dobrze mi znany posterunek policji. Zerkam na drzwi należące do całego dyrektora tej placówki a te jak na zawołanie się otwierają. Wychodzą z nich dwójka mężczyzn. Jeden jest szczupły i ubrany w czarny prostu garnitur. Włosy ma płowe, oczy szare. Nie przykuwa niczym uwagi. Drugi z mężczyzn jest mi dobrze znany to główny komendant Jonatan Be-Rouise. Jest facetem po czterdziestce. Jest średniego wzrostu ale wygląda jak pączek. Jest gruby i mnóstwo osób woła na niego ''Pan Pączek''. Jest łysy ale nosi czarny tupecik. Ubrany jest w czarne spodnie od garnituru na szelki i białą koszule. Uśmiecha się i ściska dłoń nieznajomego mi mężczyzny. Kiedy jego towarzysz odchodzi Jonatan spogląda na mnie a później na panią policjant która mnie pilnuje. Gestem dłoni nakazuje jej przyprowadzenie mnie. Leniwie wstaje i tłumie ziewanie.
- Nie nudzi się to wam? - pytam kobiety która chwyta mnie silnie za lewe ramie i ciągnie w kierunku drzwi.
- Co? - odpowiada mi pytaniem. Jej głos jest ciężki i dosyć twardy.
- Zatrzymywanie niewinnych. - Pani porucznik zaciska zęby oraz mocniej mnie chwyta tak jakbym chciała uciec. Nie odpowiada mi na moje pytania a ja się tym nie przejmuje. Po krótkiej chwili wprowadza mnie do gabinetu pana Be-Rouise, po czym opuszcza pokój zamykając za sobą drzwi. Rozsiadam się wygodnie na drewnianym krześle ustawionym przy pięknie zdobionym kamiennym biurku. Po drugiej stronie na czarnym skórzanym fotelu siedzi komendant. Na biurku panuje chaos. Wszędzie są różne teczki, papiery oraz pudełko pączków. Cały gabinet jest pomalowany na biały kolor. Meble są z ciemnego drewna wykluczając jedynie marmurowe biurko. Zakładam nogę na nogę i leniwie się przeciągam. Pan Jonatan spogląda na mnie swoimi dużymi niebiesko - szarymi oczami czekając aż się odezwę.- No a więc - zaczynam składając ręce w typową piramidkę oraz opierając łokcie na biurku- czuję się bardzo źle potraktowana - mówię patrząc prosto w oczy mojemu rozmówcy. - Zostałam pochopnie oskarżona i uznana za winą przestępstw których mi nawet nie wymieniliście.
- Widmo, dobrze wiemy ty i ja, że ta cała banda terrorystów...
- Rebeliantów - poprawiam go. - Oraz noszą oni nazwę ''Szkarłatna Gwiazda'' - dodaje. Komendant mruży oczy po chwili jednak znowu się odzywa.
- Wiesz, że te rzeczy o które cię oskarżamy nie są byle jakie...
- Przepraszam, że znowu przerwę ale chciałabym usłyszeć konkrety i dowody.
- Konkrety powiadasz? No dobrze ta cała banda zbirów włamała się do stacji radiowej Daleran - kiwam głową udając, że trawie nowe informacje - i nadała własną audycje źle mówiącą o Republice. A głos należał do dziewczyny i był niezmiernie podobny do twojego.
- I to ma być dowód? - prycham śmiechem. - I dlaczego nie namierzycie skąd został nadany sygnał?
- Sygnał został nadany właśnie stąd. Z naszego miasta. A ten pan którego przed chwilą widziałaś jest burmistrzem Daleranu i żąda schwytania winnych - zaczął mówić podniesionym głosem i zaciskać palce w pięści. Jest wkurzony - stwierdziłam.
- No tak ale ja nie jestem winna. A tak marginesie właśnie w tym momencie - podnoszę się i opieram o biurko - łamie pan przynajmniej 3 - pokazuje trzy palce u prawej ręki - zasady przesłuchań. Ponieważ jestem nieletnia a tu nie ma żadnego mojego opiekuna. Mam mówić dalej?
- Jesteś dość pyskata. Wszyscy wiedzą, że nienawidzisz Republiki - zaczyna segregować papiery.
- Moja niechęć do rządów Republiki nie ma nic wspólnego z Szkarłatną Gwiazdą. - wstaje z miejsca. - Uważam całe to ''przesłuchanie'' - robię cudzysłów palcami - uznane za zakończone - przysuwam krzesło na swoje miejsce i kieruje się w stronę wyjścia. Komendant nic nie mówi ale czuje jego wściekłe i zdeterminowane spojrzenie na swoich plecach. Otwieram drzwi a w progu odwracam głowę i mówię - Radzę przejść panu na dietę. Życie z dnia na dzień na pączkach nie wróży pięknej przyszłości - po tych słowach zamykam z trzaskiem naoliwione drzwi. Spoglądam na zegar wiszący wprost ode mnie. Odczytuje ze wskazówek godzinę 16:27.
---
Witajcie nasze zjawy!
Mamy nadzieję, że rozdział i nazwa się wam podobają. Chcemy powiedzieć, że nadal będziemy pisać razem mimo to, że Eira zamknęła swoje 3 blogi. Uczcijmy tą decyzje minutą ciszy..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Mam nadzieję, że minęła u was minuta. No ale wracając do rzeczywistości. Dziękuje że czytacie nasze wypociny.
Dedyk dla
Pysiowatej
NMBZW